ZASTRZAŁ albo trochę – Robert PucekW trakcie czytania Zastrzał Roberta Pucka przypomniałem sobie Tortilla Flat. John Steinbeck pisze o paisanos – Dynnym i jego pięciu przyjaciołach z Monterey w ,,szczęśliwej” Kaliforni po pierwszej wojnie światowej. Paisanos oznacza wieśniaka, rodaka, a także ziomka.Dziwni rolnicy i dziwni przyjaciele. Ich życie można streścić do wyboru raczej biedy niż pracy, drobnych kradzieży, przekrętach, cieszeniem się słońcem, powiewem wietrzyka, kobietami, śpiewem i bójkami dla samej przyjemności walki. W ich żyłach krąży wino i bez gąsiorka tego płynu, życie wydaje się nieznośne. Danny – dzięki niespodziewanemu spadkowi właściciel dwóch domów (bardziej ruin wymagających remontu) urósł w estymie w oczach całej dzielnicy Tortilla Flat. Przyjaciele przenoszą się do jednego z dwóch domów i teoretycznie mają zapłacić Dannemu symboliczną zapłatę, do której nigdy nie dochodzi. Dach nad głową jest przyjemny, ale równoczesnym ograniczeniem wolności. Wciąż trzeba myśleć, jak zarobić pieniądze, by opłacić wynajem, zamiast po prostu spić się winem i usnąć niczym strudzone pszczoły. Codzienne życie paisanos obraca się wokół wina: to istna gwiazda przewodnia, a przygody związane z bytem są historiami mieszkańców dzielnicy, gdzie wszyscy znają się niczym łyse konie. I nie byłoby w tej prozie nic przerażającego, gdyby nie stosunek autora do swoich bohaterów. Ziomkowie – potomkowie dzielnych, acz okrutnych konkwistadorów mają swój kod postępowania. Pomijając wstręt do pracy, każdy z tych obiboków jest rasistą: własne i czyjeś skąpstwo natychmiast podkreślają wyzwiskiem: żyd. Trudno zauważyć najmniejsze współczucie, solidarność między nimi okupiona jest zawsze interesem własnym. Po śmierci Dannego przyjaciele świadomie nie gaszą przypadkiem zaprószonego ognia i to, co ich łączyło: rozdziela. Trudno o bardziej pesymistyczne zakończenie tej pozornie śmiesznej książki: i każdy szedł osobno. Nie ma żadnej nadziei, tylko egoizm w czystej postaci. W gruncie rzeczy to nie bohaterowie są winni, ale wizja autora: pogardliwy stosunek do biednych, którzy według niego tak naprawdę sami są sobie winni i niczego nie zmienią. Od początku do końca. Od pierwszego zdania po ostatnie. Wioska Cudów, o której pisze pan Robert, nie znajduje się pod kalifornijskim niebem.U tych ziomków w żyłach przepływa piwo i wódka. Pobliskie lasy nie służą natchnieniom ducha, a jeżeli już, to natchnieniu kłusownictwa. Żaden z bohaterów tak naprawdę nie żyje z rolnictwa. Bójki, kradzieże, drobne matactwa i nieco większe przekręty doskonale przydają się w życiu. Pewnym doświadczeniem jest więzienie, ale nie na tyle ciężkim, by odciąć się od doraźnych pokus, odczuć i wrażeń. Nie spodziewajmy się romantycznych spacerów po przepięknej okolicy. Bohaterom nigdy nie znika z oczu główny cel. Dobrnąć do sklepiku, gdzie czeka upragnione zimne piwko lub – daj Boże coś mocniejszego, o ile kieszeń nie jest pusta. Od sklepiku do sraczyku, pod daszek chroniący od jaskrawego słońca. Ucieczka od życia jest życiem? Droga od szklaneczki do szklaneczki jest wyborem drogi? Bo wydaje się,że żyje się wcale nieźle wśród przyjaciół i ich nierozwiązalnych problemów, pomiędzy śmieciami, kapslami i butelkami. Prawdziwa szklana pustynia, którą trzeba przebrnąć, by dojść do źródła, istoty rzeczy. I już. Czyż nie na tym polega życie?Język głosi i powtarza uspakajającą mantrę litanii kurew i wszelkich odmian pierdol się. Takim też językiem posługuje się na co dzień w okolicach Wioski Cudów pan Robert.W hierarchii ważności najwyżej postawiony jest alkohol, kobiety znacznie poniżej ostatniego łyka. A jeżeli już? Wtedy dopiero następuje całonocna młocka.Wizja opisywanego świata sprawia najwyraźniej panu Robertowi prawdziwą przyjemność, którą umie zarazić innych. Jego styl i znaleziska językowe są dla mnie wykwintną ucztą. Przykładem nie niebieska, nie sina ręka powieszonego Jurecka, ale modra. Bohaterowie powoli wykruszają się i odchodzą w niebyt, ale w tych okolicach nawet śmierć nie jest straszna, gdyż nazwano ją swojsko śmiertką. Naiwny czytelnik lub krytyk literacki zapyta pana Roberta czy Zastrzał jest realistyczną wizją Wioski cudów i jej najbliższych okolic. Czy Robuś – jak nazywają go przyjaciele – jest jednym z nich: pijaczkiem, sięgającym równie często po papieroska, przeklinającym równiachą, kmotrem, mężem zaufania?Nie udupię przecież Zastrzału, twierdząc, że jest akurat odwrotnie. I nie dlatego, że Robert Pucek zdradza się co chwila wrażliwością na otaczającą go świat. Nie dlatego, że pojawia się nagle Plotyn, a pan Robert ma też całkiem inne zainteresowania niż alkoholicy sąsiedzi. Po prostu, jak każdy dobry autor, pan Robert przepuszcza rzeczywistość przez swoją wyobraźnię. Istnieje sporo książek o ludziach z marginesu ,,co nie sieją ani orzą, a Ojciec niebieski ich karmi”. Podejście do samej materii wydobywa na światło dzienne ukrytego wśród stronic autora. Tortilla Flat jest kuriozum w twórczości Steinbecka, przypowieścią o smaku piołunu, gdzie postępowanie bohaterów, którymi autor pogardza, zdeterminowane jest przez wybór. Bieda czyni ich takimi, jak są, ale tacy jak są, nie mają zamiaru wyjść z biedy. Wartości w jakie wierzą są po prostu inne. Dzisiejsze Monterey, jak i wiele miasteczek ciągnących się wzdłuż oceanu nie odnajdzie się w dawnej rzeczywistości. Ekskluzywne, białe, zadbane i bogate. Pariasi wymarli albo wynieśli się gdzie indziej. Nie pozostały legendy po herosach biedy, nawet tych, których wymyślił sobie autor siedzący za biurkiem. Robert Pucek ma diametralnie inne podejście do sympatycznych niesympatycznych i dlatego jego spojrzenie, bardziej realistyczne, karmiło się tym co widział, co słyszał, w czym brał udział. Mieszkając na skraju wsi przybysz z miasta, jeżeli nie chce zostać odtrąconym musi wtopić się w środowisko. Być sobą pomiędzy ,,zupełnie” innymi nie każdemu jest dane. Na to potrzeba mądrości, taktu, brutalności, jeżeli zajdzie potrzeba, przystosowania się i sztuki kamuflażu. Żyjąc wśród mieszkańców wioski jest mieszkańcem wioski. Ale nieco innym. A przecież wszystko pana Roberta zdradza. Choćby fotografia wnętrza chaty, gdzie panuje czystość i porządek. Takt mają także odwiedzający: ci klnący, pijący i nieprzystosowani.Autor patrzy na nich z czułą szorstkością. Litość? Litości nikt tutaj nie potrzebuje. Szacunek – tak.Wyobrażenie czytelnika wobec spojrzenia twórcy musi mijać się z prawdą. Czy Wioska Cudów istnieje, a opisani mieszkańcy są wiernym opisem, nie ma zupełnie znaczenia. Znaczenia ma przekaz, a ten brzmi niezwykle. Dlatego wciąż będę czekał na nowe książki Roberta Pucka, o którym jego znajomi i przyjaciele mogliby czule rzec, gdyby przeczytali Zastrzał: dopóki pisze, kij mu oko, chuj mu w dupę. I już.

15Justyna Smoleń-Starowieyska i 14 innych użytkowników4 komentarze2 udostępnieniaLubię to!KomentarzUdostępnij